Repertuar filmu "The Limits of Control" w Rzeszowie
Brak repertuaru dla
filmu
"The Limits of Control"
na dziś.
Wybierz inny dzień z kalendarza powyżej.
Czas trwania: 116 min.
Produkcja: Hiszpania/USA/japonia , 2009
Premiera: 29 stycznia 2010
Dystrybutor filmu: Best Film
Reżyseria: Jim Jarmusch
Obsada: Bill Murray, Tilda Swinton, Gael Garcia Bernal, Isaach De Bankolé
The Limits of Control opowiada o tajemniczym samotniku (granym przez Isaacha De Bankolé), cudzoziemcu, który dokłada wszelkich starań, żeby jego działania pozostawały poza prawem. Kończy realizację pewnego zadania, ale nie ufa nikomu i początkowo nie znamy też celu, jaki mu przyświeca.
Jego podróż, z jednej strony celowa, a z drugiej paradoksalnie odrealniona, zabiera go nie tylko w najdalsze zakątki Hiszpanii, ale też jego własnego umysłu.
Wasze opinie
ooo ja...widze ze same mozgi sie zebraly na konklawe...w tym filmie akurat te karteczki sa beznaczenia a co do tego ze nie ma akcji to w sumie mozna sie posrednio zgodzic bo to jest film antyakcji (zupelnie jak truposz) - przedstawie akcji w braku akcji. jak dla mnie nie ma tu zadnego uklonu w strone 'pernament vacations'. w kazdym filmie Jarmuscha motywem glownym jest podroz, i w kazdym jego filmie chodzi i podroz i tyle ma wspolnego z nieustajacymi wakacjami. Co do tego ze jest nielogiczny etc etc...wlasnie jest zarabiscie logiczny, wszystko ma sens, rece i nogi i trzyma sie kupy Nie wiem...moze obejzyjcie z 666 razy se limits of control to zaczaicie ze to jest znakomity film i niestety bardzo niedoceniony i zapomniany nad czym wielce ubolewam
Willem, masz jak najbardziej racje, zresztą tak jak każdy. Swiat sie opierana krytyce jednej i aprobacie drugiej rzeczy.Korzystając z wolnosci slowa chcialby jaka inni zniechęcic do oglądania tego filmu:)
Maverick, jedni lubia top guna, drudzy nie bardzo, i gdyby każdy się wypowiadał tylko na temat który jest mu bliski, świat byłby lepszym miejscem. Byłby jeszcze lepszy gdyby przymiotników przed rzeczownikiem nie wsadzać w cudzysłów. Jezeli są osoby które nie zrozumiały filmu, to proponowałbym aby go nie komentowały - a jezeli się już upierają, to ja w takim razie chcę się wypowiadać o syntezie jądrowej - co prawda nie rozumiem jej w ząb, ale czuję w sobie moralny imperatyw żeby coś powiedziec, najlepiej, ze jest głupia i nudna.
willem, nie rób z siebie alfy i omegi. Pamiętaj że to co dla jednych jest sufitem, dla innych jest podłogą. Nie oznacza to jednak że trzeba tutaj cwaniakować i pokazywać swoje "niespotykane" mądrości. Warto czasem postawić się na miejscu innych , którzy mogli nie zrozumieć tego filmu, bo jest rzeczywiście ciężki i nietuzinkowy. Sam również nie lubię takiego kina i film ten nie podobał mi się, a po godzinie zaczynałem wpadać w konsternację. Osobiście uważam że można było by przekazać podobne treści w ciekawszym obrazie. Jednak szanuję wizję reżysera. Polecam tylko dla "początkujących" filozofów!!!
Jej, pierwszy raz widzę tylu ludzi, którzy się publicznie chwalą że film był dla nich za trudny. Drogi Loki, może zamiast dyskretnie przysypiać na tym filmie, trzeba było "PUJŚĆ" do domu? Mozna napisac że film był metaforą rozwoju, był symbolem walki z fabrycznym wytwarzaniem wrażen, wymagającym skupienia i uwagi - tylko coś czuję, że jakoś to umrze w tłumie ludzi którzy nie mogą ścierpieć pięciu minut "with no guns, no mobiles, no sex" - a zajarzył jeden z drugim ze to był żart? Czy było by smieszniej gdyby dostał tortem? Epatowanie publiczne tym że się nie zrozumiało tego filmu to trochę tak jakby się chwalić ze wam nogi śmierdzą - nieszkodliwe, trochę żenujące, ale lepiej zachować dla siebie.
Ja podtrzymuje słowa "Blunia" nic dodac nic ująść. Ja przysypialem dyskretnie myslac o tym, zeby pujść do domu i się polożyc spać. Czekalem na sam koniec mysląc naiwnie, że cos się wyjasni, ze olsni mnie, ze moze cos ominolem jak spalem jakis kluczowy moment. Na końcu tez nic nie bylo poza jednm: gość użył wyobraźni:) Przyznam się, ze mi jej brakuje bo nie moego pojąść o co w tym filmie i komu chodzi.
film mi troche traci lynchem
ale mimo wszystko jest to fajnie
zrobiona opowiastka.
nie rozumiem tez
komentarzy. wszystko w tym
filmie zostało wytlumaczone,
cala fabula jest spojna z tym co
chce pokazac rezyser. piekne
obrazy hiszpani, dobra muzyka.
to nie jest holems ani house.
polecam nawet jak nie mowisz po hiszpansku
Ten film to raczej limity cierpliwości, które u widzów zostają skutecznie przekroczone. Powalająca "wartkość" akcji i wyjątkowo "rozbudowane" dialogi. Nuda i jeszcze raz nuda. Polecam jako środek nasenny.
Przez 45 minut film trzyma w napięciu, po godzinie w głowie zaczyna kołatać się przeszkadzająca myśl: "do cholery niech się coś zacznie dziać", po półtorej godziny wiemy już że Jim zrobił sobie z nas jaja - ujęcia piękne, klimat - fajny, Hiszpania - fajna jest (ale to dla mnie żadna nowość), najlepsza scena to próba pokazu flamenco, poza tym nuda, nuda, nuda. Ten film powinien trwać 55 minut a nie 120 !
Wait, wait - że jest inny od poprzednich filmów, to się zgodzę (ale widziałaś "nieustające wakacje"?). Ale że jest pseudointeligncki, pełen patosu i niby artyzmu to już nie bardzo. To kino nie jest łatwe, ale akurat film był logiczny, i do myślenia raczej skłaniał - może go Kate po prostu nie zrozumiałaś? Tak zresztą jak każda osoba która pisze o tych karteczkach - które motywem były samym w sobie pieknym?
Świetny! Nastrój nastrojem, ale wbrew pozorom, akcji jest co niemiara, ale odarta jest ze wszelkich zbędnych znaczeń. Co za różnica, czy na karteczkach jest kod, wierszyk, czy prognoza pogody? Żadna. Bo w tym filmie nie o treść chodzi, lecz o schemat. Zabójca, zadanie, o którym nie ma pojęcia, zbrodnia. Wszystko odarte z hollywoodzkiej paplaniny i efektów specjalnych, Jak ktoś się podnieca guns, mobiles & sex, to niech idzie na jakąś sieczkę
hehe.. śmieszne są pytania, o co chodziło. dla mnie ten film to najprostsze odbicie wszystkich filmów o płatnych zabójcach, super pościgach i sztukach walki. Prosty, a zarazem genialny. Po co ginie Murray? Jakieś bzdety gada na końcu - i o to chodzi. Nie doszukujcie tu się ideologii. Zabójca ma kobietę w łóżku ale nie zabawia się z nią jak Bond, nie używa spluwy, nie bije się, słucha Straussa, obserwuje. Jak mówi Swilton - nie wiesz, czy to sen, czy film. Genialne!
Dochodzę do siebie...:) raz..dwa...trzy...:) jako fanka Jarmuscha, jego spojrzenia na świat, krzywego zwierciadła, ciekawych zdjęć, abstrakcyjnego humoru.. jestem zdruzgotana :) ten film jest nieporozumieniem...widziałam wszystkie jego obrazy..i oczywiście musiałam zobaczyć ten, który ponoć jest jednym z lepszych jego dzieł..;) ponoć..Limits of Control to opowieść "na siłę" praktycznie w każdym aspekcie..jest przerysowany, jest momentami tak sztuczny, tak pseudointeligencki, tak pełen patosu, "niby" artyzmu.. że najbardziej cierpliwy widz wyjdzie z siebie..akcja = 0.. treść = 0..przesłanie = jedzenie papierowych karteczek jest fajne...:) bo naprawde.. to była jednyna akcja w tym filmie... ciężkie jak cholera kino...ale nie dlatego, że skłania do myślenia.. dlatego, że widz czuje się jakby właśnie stracił kontakt z rzeczywiostością..abstrakcje są piękne.. ale to co zrodziło się w głowie Jima jest niestety nieporozumieniem..nad czym bardzo ubolewam.. myślę, że jedynym atutem Limits of Control jest nazwisko reżysera..gdyby taki film nakręcił Pan "x" nigdy nie wszedłby do dystrybucji..
o co chodzi w tym filmie?
Zgadzam się:-)) Pije kawe z dwóch filiżanek i połyka karteczki z pudełka po zapałkach :D Niezbyt udany film w mojej ocenie. W każdym razie widziałam lepsze...
film porażka. przez 2 godziny murzyn je karteczki papieru i popija espresso
Rewelacja, ale jak ktoś nie lubi powolnego tempa z pierwszych filmów Jarmusha to nie polecam - uśnie lub wyjdzie z kina. Film raczej oparty na nastroju, niż na akcji.
Bardzo pomieszane wrażenia. Z jednej strony- dużo Jarmuscha, w sensie jego abstrakcyjnego humoru (chociaż go akurat najmniej), stonowanych scen, dużej cierpliwości do ujęć - jak mówi jedna z bohaterów – no guns, no mobile, no sex. Z drugiej strony – trochę tak jakby jarmusch cofnął się 20 lat wstecz, a żaden z krytyków nie ma odwagi się do tego przyznać. Czy to dobrze? Bo ja wiem – dead man to dla mnie apogeum kreacji Jim-a, a ten fim to ukłon w stronę Nieustających Wakacji niż czegokolwiek co było po nich. Logiczna konstrukcja, piękne zdjęcia, ale magię puścili kantem. BTW: jeżeli ktokolwiek zapyta: o co chodziło w tym filmie – osobiście: znajdę i wybatożę.